poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Rozdział 2

Wszyscy padli na kolana przede mną. W pewnym sensie musieli to zrobić. Jestem córką boga z Wielkiej Trójki, a to czyni mnie wyjątkową z pośród innych pół-bogów. Wszyscy klęczeli oprócz Percego, mojego przyrodniego brata. Nie mogłam na Niego patrzeć. Wiedziałam, że nie będę wstanie mieszkać z nim pod jednym dachem, w domku, z którym mam wiele wspomnień, domku stworzonego przez ojca. Dlatego odwróciłam się od tłumu i spojrzałam na wodę przede mną. Wyciągnęłam ręce, skupiając się na swoim pomyśle. Z boku pewnie wyglądało to komicznie, ale ktokolwiek tak pomyślał zaraz opadła mu szczęka na widok tego co stworzyłam. Przede mną wyrósł domek, zbudowany z darów jeziora. Udekorowany był muszlami, wodorostami i kwiatami wodnymi. Był to solidny domek z werandą. Usłyszałam westchnięcia za mną. Nie odwróciłam się tylko kończąc swoje dzieło stworzyłam tabliczkę z napisem: Dom Merliah. Następnie skierowałam się do starego domku i wzięłam ze skrytki swoje rzeczy. Nie zwracając na nikogo uwagi poszłam do nowego lokum by rozpakować swoje rzeczy. Tam rozejrzałam się dookoła. Była tam sypialnia, pokój dzienny, pomieszczenie przeznaczone na łazienkę i drugie na kuchnię. Muszę pójść do Chejrona, żeby wybrać meble do domku zorganizować łazienkę i kuchnię. Nie minęła chwila, a usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdziwiłam się na widok Centaura, który po zaproszeniu wszedł do środka, wyszliśmy na pomost, który znajdował się za domkiem. Patrzyliśmy się na zachodzące słońce w milczeniu aż wreszcie Chejron postanowił się odezwać.

- Stworzyłaś piękne miejsce.

- Wiem, ale przydałoby się trochę mebli.

- Przyślę jutro dzieci Hefajstosa. Do końca tygodnia będzie wszystko gotowe.

- Dziękuję.

Znowu zapadła cisza. Wiedziałam, że ma do mnie wiele pytań, ale postanowiłam nie ułatwiać mu tego. 

- Merliah...

Nie mogłam mu nie przerwać. 

- Nazywam się Martina.

Taka jest prawda, tak się nazywałam. Przynajmniej w świecie ludzi. Takie imię wybrała mi mama. I ono się liczyło, a nie to co wybrał ojciec dla tego świata. 

- Martina, chciałbym się zapytać, gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Co się z Tobą działo?

- Ile mnie nie było?

Zdziwiłam go tym pytaniem, ale musiałam uzyskać odpowiedź. Chciałam wiedzieć ile czasu mi odebrano. 

- Nie było cię pięć lat.

Gdybym nie umiała panować nad emocjami, teraz moja szczęka wylądowałby na ziemi. Pięć lat? Odebrano mi pięć lat życia. To znaczy, że mówił prawdę. Myślałam, że kłamie, że chce mnie złamać, a on mówił prawdę.

- Jaki jest dziś dzień? Który mamy rok, miesiąc?

Mimo rosnącego zdziwienia odpowiadał na pytania. 

- 15 czerwca 2009 roku. Dobrze się czujesz?

- Chciałabym zostać sama. Jestem zmęczona.

- Oczywiście, jednakże może na czas remontu powinnaś zamieszkać w domu nr 3? Z tego co widzę nie masz łóżka.

- Nie.

Spojrzałam ostro na mojego dawnego nauczyciela. Wiedziałam co chce zrobić, ale nie miałam na to ochoty. Widząc moją reakcję dał sobie spokój, przynajmniej na dzisiaj, wychodząc życzył mi dobrej nocy. Raz jeszcze spojrzałam na odchodzącego Chejrona i zwróciłam się w kierunku wody, do której po chwili wskoczyłam. Popłynęłam na samo dno. Gdy poczułam piasek pod stopami, skupiałam się na otaczającej mnie ciszy. Po chwili wysłałam sygnał. Gdy otworzyłam oczy przede mną znajdowały się wszystkie stworzenia morskie, od okoni po meduzy, a nawet rekiny. Tak, rekiny. Woda otaczająca obóz to jezioro, jednakże dla bezpieczeństwa obozowiczów w wodzie także znajduje się ochrona, która chroni mieszkańców Obozu Półkrwi przed niebezpieczeństwem. Mój ojciec o to zadbał. Większość tych stworzeń jest niewidoczna dla innych herosów, dla ich dobra. Chowają się w głębinach jeziora jednoczenie dbając o bezpieczeństwo nas wszystkich. Niewiele osób o nich wie. Jak ja się o tym dowiedziałam? Opowiem o tym innym razem. Teraz patrzyłam na nie z radością. Tak dawno ich nie widziałam. Dlatego po dobrej godzinie wróciłam do domu. Jednym machnięciem ręki wysuszyłam się i poszłam do pokoju, gdzie będzie moja sypialnia. Rozłożyłam przyniesione rzeczy i położyłam się do snu. Tak, koc z wodorostów jest bardzo wygodny. Gdy usłyszałam znajomy dźwięk, z poczuciem bezpieczeństwa oddałam się w krainę Morfeusza.


Na Olimpie 

Wszyscy zebrani patrzyli na obraz przed sobą. W końcu w sali narad został Zeus, Posejdon i Apollo. 

- Dobrze, że nie było tutaj Aresa. 

- Dlaczego Apollo? 

- Widzisz ojcze, muszę go przygotować na ich spotkanie. Poczekajmy jeszcze kilka dni. 

- Zgadzam się. Merliah musi się zadomowić w obozie. Poza tym najpierw spotka się ze mną. 

- Wykluczone. 

- Dlaczego Zeusie? To moja córka, która zaginęła 5 lat temu. Nie wiem co się z nią działo, dlaczego zniknęła, dlaczego wróciła? Poza tym chcę ją zobaczyć. 

- Posejdonie, znasz zasady. 

- Ale to jest wyjątek!!! Codziennie obserwujemy swoje dzieci, wiemy co się z nimi dzieje, jak się czują, czy potrzebują pomocy. W tym przypadku nie wiedziałem co się dzieję z Liją przez 5 lat. Mam prawo, żeby ją zobaczyć!

- Oboje macie racje. Ty wuju, że Marliah nie powinna na razie spotykać Aresa, a skupić się na rutynie obozu. Natomiast ty ojcze, że Posejdon nie powinien spotykać się z córką. 

- Dlaczego nie? 

- Wuju, z tego co zauważyłem Lija nawet nie będzie chciała z tobą rozmawiać. Jeżeli dobrze pamiętam wasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych.

Po tych słowach bóg morza zamilknął. Dobrze pamiętał ostatnie spotkanie z brunetką przed jej zniknięciem. Wiele razy sobie wypominał, że ta kłótnia była niepotrzebna. Nie powinno do niej w ogóle dojść. Obydwoje powiedzieli wtedy za dużo, ale wiedział, że stracił zaufanie córki. Do dzisiaj pamięta pogardę w jej oczach. 

- Postanowione. Spotkam się z Aresem i wyłożę mu sytuację.

- Przypomnij mu to co mi obiecał. Niech trzyma się wytyczonych zasad.

- Oczywiście. Jest tego świadomy. Do zobaczenia jutro.

Po tych słowach bóg muzyki wyszedł by wrócić do domu. Zeus poszedł śladem swojego syna. Został tylko Posejdon, który patrzył na śpiącą córkę.

- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Obyś znalazła szczęście u jego boku, córko.